Wczoraj miałam przyjemność z bliskimi mi osobami spędzić część wieczoru w teatrze 6 piętro, na sztuce "Po drodze do Madison".
O sztuce krótko- podobała mi się.
Uwielbiam Pana Daniela Olbrychskiego i podobała mi się też Pani Dorota Segda, historia niespodziewanej, krótkiej miłości,która zaskakuje oboje bohaterów w momencie kiedy oboje byli pewni, że w ich życiu wszystko już zostało powiedziane i przeżyte.
Tyle o sztuce, którą jeśli ktoś będzie chciał obejrzeć polecam.
Natomiast wpis dzisiejszy zainspirował mnie strojami jakie w teatrze zaprezentowała część widowni.
Zawsze mi się wydawało, tak wymagały przynajmniej do tej pory mi znane zasady dobrego wychowania, że do kina może być strój swobodny (w granicach przyzwoitości), natomiast do teatru wymagany jest strój schludny i elegancki.
Czyli stopa musi być zakryta, dla Pań długość spódnicy czy sukienki zasłaniająca całe pośladki, dla Panów obowiązkowo długie spodnie, Panie biust zakryty przynajmniej jego większa część, Panowie kolory ubrań raczej stonowane.
Niestety wczoraj moją uwagę przykuły takie oto stroje:
2)Pan nr 2. białe mokasyny w stylu włoskiej mafii (rozumiem, że białe szpilki wróciły do mody, ale wydawało mi się, że tylko dla Pań?) różowe za duże spodnie- tutaj całe szczęście długie, biała koszulka z głębokim dekoltem w serek, łańcuszek złoty-a co?, i beżowa marynarka.(kolega stwierdził, że wygląda jak z pewnego polskiego zespołu -gdzie ona tańczy...)
3) Pani sukienka na cieniutkich ramiączkach-typowo letnia plus japoneczki.
4) Pani nr 2.żakiecik miała, ale długość jej sukienki, była zdecydowanie za krótka, można było zauważyć czy nosi bieliznę czy nie.
I tak się zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Dress Code przestaje obowiązywać? czy może nie jest przestrzegany?
Przecież wyjście do teatru to nie to samo co do kina, już chociażby z szacunku dla aktorów którzy tam grają na żywo.
Powszechnie mówi się, że ktoś idzie do teatru- żeby się odchamić -więc czemu skoro wkłada już wysiłek w zdobycie biletów na sztukę, a wierzcie mi, że mimo kryzysu teatry są oblegane i czasem na spektakle trzeba czekać miesiącami.
Wydaje nie małe pieniądze na bilet, idzie do miejsca z natury rzeczy o wyższej kulturze nie ma nawet ochoty się ładnie i stosowanie tam ubrać?
Dla mnie wyjście do teatru to okazja, żeby się trochę bardziej wystroić, nie tylko, dlatego że tak wypada, dlatego też, że mam szacunek dla miejsca gdzie idę i dla osób tam pracujących.
Jak w latach dawnych i dawniejszych kiedy to wyjście do teatru było okazją, żeby Panie założyły eleganckie suknie, a Panowie fraki czy garnitury.
Wiem, czasy się zmieniają suknie i fraki idą do lamusa, ale popieram i agituję na rzecz dress codu w minimalnej postaci, aby inni widzowie, też mogli poczuć magię wejścia w świat kultury i sztuki.
Lovely!!
OdpowiedzUsuńPlease feel free to enter my Daniel Wellington giveaway (here) - you could win yourself a watch worth £200!x
Blog | Cocochic △
Bloglovin | http://www.bloglovin.com/blog/1823055/
Moja Droga Kasiu.
OdpowiedzUsuńFajnie, że napisałaś felieton o "dress code", bo po naszym sobotnim wyjściu do teatru zaczęłam się nad tym zastanawiać. Ja patrząc na ten przekrój ubraniowy oraz wyraz twarzy ludzi mówiący "O, wow jestem pierwszy raz w teatrze" cały czas zastanawiałam się, co Pan Daniel Olbrychski sobie myśli.
Powinno się jednak mieć szacunek do ludzi, których idziemy oglądać i podziwiać na żywo.
Miłego dnia
Maja
także uważam, że wyjście do teatru to nie to samo co do kina i jakaś minimalna klasa musi być zachowana :) szkoda, że coraz bardziej się od tego odchodzi...
OdpowiedzUsuńciekawy blog, obserwuję i liczę na rewanż u siebie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
http://www.makuch-claudia.blogspot.com/