Śnieg cudownie topnieje, słońce coraz mocniej grzeje, a ptaszki przyjemnie ćwierkają.
Nowa pora roku, wygląda już za rogu i kusi swoimi atutami.
Przyroda budzi się do życia, a nasza garderoba ochoczo wita nowe kolory, fasony i wzory.
Z radością więc wymieniamy zimową garderobę, na wiosenną, lżejszą i bardziej kusą.
Niestety zwykle taka wymiana, powoduje nie małą frustrację i smutek.
Okazuje się bowiem, że spodnie z ledwością wchodzą na pupę, o ich zapięciu w pozycji stojącej już nie wspomnę, bluzka po zapięciu niebezpiecznie rozjeżdża się na całej długości, spódniczka wchodzi, ale do wysokości kolan, a koszulka po założeniu bez podnoszenia rąk sama roluje się w górę.
Powodem oczywiście może być nasza pralka, która z niewiadomych przyczyn sama ustawiła się na opcję - skurczenie ubrań, albo złe przetrzymywanie odzieży, które spowodowało zmniejszenie się naszej wiosennej garderoby.
Często jednak powodem dla którego nie możemy wskoczyć w zeszłoroczny rozmiar, albo w wymarzony rozmiar jesteśmy my sami, nasz sposób życia i odżywiania.
I tutaj na ratunek idą nam prawie wszyscy.
Wszelkie czasopisma oraz magazyny kobiece już od stycznia, proponują nam różnej maści diety, dla tych co lubią owoce i dla tych co mają ochotę na kapustę, dla tych co mogą nie jeść 14 dni i dla tych co tylko nocą biesiadują.
Dla każdego coś miłego.
Firmy farmaceutyczne również nie próżnują, tabletki przed, w trakcie, albo po posiłku, napoje odchudzające, plastry czy proszki których stosowanie ma pomóc wejść w mniejsze ubranie.
Moi zdaniem sposoby te są albo nie skuteczne, albo krótkofalowe.
Tak, mamy marzenie, aby waga pokazała wynik mniejszy. Czasem dużo mniejszy.
Po latach, przeczytanych książek, artykułów, porad na temat szybkiego odchudzania, stosowania diet różnistych znalazł sposób na zmniejszenie wagi.
Mój sposób, na schudnięcie bez diety.
Bo, słowo dieta nie należy do moich ulubionych.
Kojarzy mi się, z wyrzeczeniami, przymusem, liczeniem kalorii i dużym pilnowaniem siebie, a tego szczerzę nie lubię.
Dlatego też od jakiegoś czasu jem co chcę, kiedy chcę i jak chcę.
Jedyne co zmieniłam w mojej kuchni to wprowadziłam małe modyfikacje do mojego menu. Wprowadzałam je stopniowo i powoli, tak, żeby ich wprowadzenie mnie nie zestresowało ani nie zniechęciło.
Teraz dzień zaczynam od szklanki soku pomarańczowego z cząstkami pomarańczy. Na śniadanko, smacznie i do syta. Herbata zielona i jajecznica, albo 2 kanapki lub jogurt z bakaliami.
Przed południem przegryzka - najczęściej banan. Jeśli drożdżówka to tylko z zaprzyjaźnionej piekarni, z prawdziwych jajek czy mąki, a nie ze sproszkowanych produktów czy z dużą ilością chemii.
Obiad.
Nigdy produkty z opcją E w liczbie większej niż trzy na opakowaniu.
Podwieczorek mleko z kawką i 1-3 czekoladki.
Kolacja - jest albo jej nie ma zależy od dnia i nastroju, ale jak już to coś pysznego :-)
Na sen siemię lniane lub rumianek.
Jako napoje, woda z cytryną, herbata biała, zielona, ewentualnie czarna, bez dodatków, ulepszaczy, cukru.
Z owoców, banany, kiwi, ananas, gruszki lub mandarynki.
Dodatkowo ruch.
Mój ulubiony od jesieni do wiosny to spacer.
Nie lubię się przemęczać, więc jak mam ochotę to jednego dnia 2-3 godzinny spacer zaliczam, w inny 15-20 minut, ważne żeby w ogóle był.
Bilans na tydzień to ruch 2-3 razy w tygodniu.
Najważniejsze jednak dla mnie obecnie jest słuchanie.
Słuchanie własnego organizmu.
Jak mam ochotę na kapustę kiszoną to na obiad mogę zjeść cały kilogram, innym razem skrzydełka na ostro z KFC, albo pyszny rosół z kury zawsze w zgodzie z kubkami smakowymi. Nigdy nie jem czegoś co mi nie smakuje, nie jadam produktów z których wręcz kapie tłuszcz. Potrawy smażone odsączam papierowym ręcznikiem.
Spożywam posiłki w spokoju i ze smakiem.
Nigdy na stojąco ani szybko.
Efekt - waga w dół, i to bez wahań.
Na wiosnę diety nie planuję, może tylko znowu małą modyfikację w życiu wprowadzę.
Jedną czekoladkę dziennie mniej, jeden spacer w tygodniu więcej.
Zeszłoroczne ubrania leżą jak ulał, ale jakby coś nowego w mojej garderobie się pojawiło to może w rozmiarze mniejszym :-)
Z radością więc wymieniamy zimową garderobę, na wiosenną, lżejszą i bardziej kusą.
Niestety zwykle taka wymiana, powoduje nie małą frustrację i smutek.
Okazuje się bowiem, że spodnie z ledwością wchodzą na pupę, o ich zapięciu w pozycji stojącej już nie wspomnę, bluzka po zapięciu niebezpiecznie rozjeżdża się na całej długości, spódniczka wchodzi, ale do wysokości kolan, a koszulka po założeniu bez podnoszenia rąk sama roluje się w górę.
Powodem oczywiście może być nasza pralka, która z niewiadomych przyczyn sama ustawiła się na opcję - skurczenie ubrań, albo złe przetrzymywanie odzieży, które spowodowało zmniejszenie się naszej wiosennej garderoby.
Często jednak powodem dla którego nie możemy wskoczyć w zeszłoroczny rozmiar, albo w wymarzony rozmiar jesteśmy my sami, nasz sposób życia i odżywiania.
I tutaj na ratunek idą nam prawie wszyscy.
Wszelkie czasopisma oraz magazyny kobiece już od stycznia, proponują nam różnej maści diety, dla tych co lubią owoce i dla tych co mają ochotę na kapustę, dla tych co mogą nie jeść 14 dni i dla tych co tylko nocą biesiadują.
Dla każdego coś miłego.
Firmy farmaceutyczne również nie próżnują, tabletki przed, w trakcie, albo po posiłku, napoje odchudzające, plastry czy proszki których stosowanie ma pomóc wejść w mniejsze ubranie.
Moi zdaniem sposoby te są albo nie skuteczne, albo krótkofalowe.
Tak, mamy marzenie, aby waga pokazała wynik mniejszy. Czasem dużo mniejszy.
Po latach, przeczytanych książek, artykułów, porad na temat szybkiego odchudzania, stosowania diet różnistych znalazł sposób na zmniejszenie wagi.
Mój sposób, na schudnięcie bez diety.
Bo, słowo dieta nie należy do moich ulubionych.
Kojarzy mi się, z wyrzeczeniami, przymusem, liczeniem kalorii i dużym pilnowaniem siebie, a tego szczerzę nie lubię.
Dlatego też od jakiegoś czasu jem co chcę, kiedy chcę i jak chcę.
Jedyne co zmieniłam w mojej kuchni to wprowadziłam małe modyfikacje do mojego menu. Wprowadzałam je stopniowo i powoli, tak, żeby ich wprowadzenie mnie nie zestresowało ani nie zniechęciło.
Teraz dzień zaczynam od szklanki soku pomarańczowego z cząstkami pomarańczy. Na śniadanko, smacznie i do syta. Herbata zielona i jajecznica, albo 2 kanapki lub jogurt z bakaliami.
Przed południem przegryzka - najczęściej banan. Jeśli drożdżówka to tylko z zaprzyjaźnionej piekarni, z prawdziwych jajek czy mąki, a nie ze sproszkowanych produktów czy z dużą ilością chemii.
Obiad.
Nigdy produkty z opcją E w liczbie większej niż trzy na opakowaniu.
Podwieczorek mleko z kawką i 1-3 czekoladki.
Kolacja - jest albo jej nie ma zależy od dnia i nastroju, ale jak już to coś pysznego :-)
Na sen siemię lniane lub rumianek.
Jako napoje, woda z cytryną, herbata biała, zielona, ewentualnie czarna, bez dodatków, ulepszaczy, cukru.
Z owoców, banany, kiwi, ananas, gruszki lub mandarynki.
Dodatkowo ruch.
Mój ulubiony od jesieni do wiosny to spacer.
Nie lubię się przemęczać, więc jak mam ochotę to jednego dnia 2-3 godzinny spacer zaliczam, w inny 15-20 minut, ważne żeby w ogóle był.
Bilans na tydzień to ruch 2-3 razy w tygodniu.
Najważniejsze jednak dla mnie obecnie jest słuchanie.
Słuchanie własnego organizmu.
Jak mam ochotę na kapustę kiszoną to na obiad mogę zjeść cały kilogram, innym razem skrzydełka na ostro z KFC, albo pyszny rosół z kury zawsze w zgodzie z kubkami smakowymi. Nigdy nie jem czegoś co mi nie smakuje, nie jadam produktów z których wręcz kapie tłuszcz. Potrawy smażone odsączam papierowym ręcznikiem.
Spożywam posiłki w spokoju i ze smakiem.
Nigdy na stojąco ani szybko.
Efekt - waga w dół, i to bez wahań.
Na wiosnę diety nie planuję, może tylko znowu małą modyfikację w życiu wprowadzę.
Jedną czekoladkę dziennie mniej, jeden spacer w tygodniu więcej.
Zeszłoroczne ubrania leżą jak ulał, ale jakby coś nowego w mojej garderobie się pojawiło to może w rozmiarze mniejszym :-)
moja ulubiona forma ruchu to również spacer ;)
OdpowiedzUsuńJustyna najprostsza i stroju nie trzeba wymyślać :-)
UsuńA co znaczy, na sen siemię lniane lub rumianek ? Bo nic o tym nie wiem.Możesz to przybliżyć? Asia
OdpowiedzUsuńAsiu do picia. Siemię lniane - 2-3 łyżki zalewam wrzątkiem - zaparzam ok 5-7 min i piję. Rumianek zaparzam przez 10 minut i również piję. Pozdrawiam.
UsuńNie wiedziałam, że siemię lniane pomaga na sen:) Wypróbuję na pewno :)
OdpowiedzUsuń;) tak też próbowałam siemię na sen ;) szkoda tylko że nigdzie nie piszą że jak się piję siemię to się przybywa na wadzę przynajmniej tak było tak w moim przypadku ;/ miałam duży problem później ze zrzuceniem wagi , w sumie dalej z tym walczę i gdyby nie Term LINE Fast . To tabletki dzięki którym nie podjadam , prawda też że ćwiczę i udało mi się pozbyć już 2, 5 kg polecam ;)
OdpowiedzUsuń