źródło: muzyka.onet.pl
Weekend. Czytam wywiad z Kasią Markiewicz, uczestniczką
programu „The Voice of Poland”. Wywiad opowiada historię dziewczyny zmagającej
się z ciężką chorobą i jednocześnie marzącą o śpiewaniu. Kasia przegrała walkę
z rakiem. Nie wiem, jak to jest mieć świadomości tego, że trzeba opuścić ten
świat, gdy właściwe życie dopiero co się zaczęło.
Po przeczytaniu tekstu myślę o Kasi i o sobie. Nigdy nie
stanęłam twarzą w twarz ze śmiercią. Jestem pod wielkim wrażeniem jej dojrzałości,
podejścia do tego, co nieuniknione. Kasia przestała walczyć, bo nie było szansy
na wyzdrowienie. Wykorzystała wszystkie dostępne metody walki z rakiem W pewnym
momencie zdała sobie sprawę, że już nic więcej nie da się zrobić. Starała się
wykorzystać każdy dzień, który był jej dany. Spełniać swoje marzenia dotąd
odkładane na potem. Zawsze znajdowała
się jakaś wymówka: a to że figura nie
taka, a za rok może będzie lepsze jury. Jestem pełna podziwu dla tej niezwykłej
kobiety. Miała odwagę stanąć przed
kamerami i powiedzieć o sobie i swojej
chorobie. Swoim przykładem pokazała, aby nie odkładać planów na później, bo
może ono nie istnieje. Ja także odkładałam marzenia na później. Zawsze chciałam
śpiewać, lecz nigdy o to nie walczyłam. Nie robiłam niczego w tym kierunku.
Myślałam, że magicznie marzenie samo się spełni. Dwa tygodnie temu wystąpiłam
na małej scenie Domu Kultury Zacisze w Warszawie. Strach był wielki. Ktoś może
pomyśleć, że to tylko występ na małej scenie i nie ma o czym pisać. Dla mnie
jednak było to coś. Przełamałam swoje ograniczenia i pokonałam tremę (może nie
całkowicie, bo jakimś dziwnym trafem moja lewa noga żyła własnym życiem). Jestem
z siebie dumna.
Udało się.
Udało się.
Poniedziałek. Zmiana czasu. Wsiadam do tramwaju
nieprzytomna. Szukam wolnego miejsca, aby usiąść. Niestety wszystko zajęte, stoję
więc przy oknie. Dobre i to. Przynajmniej popatrzę na Wisłę. Na kolejnym
przystanku wsiadają dwie nastolatki. Przysłuchuję się ich rozmowie i czuję się
zniesmaczona: impreza, melanż. Później pada stwierdzenie jednej z nich: Dałbym
sobie w żyłę. Czuję się jak własne matka, chcę jej powiedzieć, że nie warto, że
życie może być piękne bez tego świństwa.
Życie. Jeden robi wszystko aby żyć. Drugi ot tak je niszczy
Bardzo ciekawy post,
OdpowiedzUsuńzycie czasem bywa takie krotkie...
visit me soon on http://pearlinfashion.blogspot.co.at/2014/04/sunshine-neon-dress.html
Dziękuje. Tak krótkie i kruche.
UsuńNowotworów jest teraz bardzo dużo, na pewnio więcej niz kilkanaście lat temu...trzeba o siebie dbac i tyle :P jakie to proste! Hipokrytka ze mnie bo prowadze taki tryb zycia ktory z pewnoscia nie nalezy do najzdrowszych :D
OdpowiedzUsuńMyślę że nie jest takie proste, bo czasami się słyszy, że ktoś nie palił nie pił, prowadził zdrowy tryb życia i tak go rak dopadł. Geny mają znaczenie, to co jemy ( a przecież teraz do jedzenia różne świństwa są dodawane)
UsuńPiszac ze "trzeba o siebie dbac" pisałam ogólnie tzn chodzilo mi o zdrowy tryb zycia, zmiana diety, wizyty u lekarza (kontrolne i jesli mamy jakies watpliwosci) itd ile osob o tym pamieta?! odp: mało!
UsuńMasz rację. Mało. Bo pędzimy i często wydaje nam się ( w tym także i mi), że jesteśmy nieśmiertelni.
UsuńPomimo kampanii i przypominania i tak za mało się badamy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI chyba po to są ludzie tacy jak Kasia lub Ty - by innym o wartości życia przypominać :)
OdpowiedzUsuńJa tylko zebrałam to co mnie poruszyło. Kasia jest przykładem.
Usuńpozdrawiam
Najczęściej określone zdarzenia i sytuacje zmuszaja nas do przemyśleń.
OdpowiedzUsuńDokładnie.
Usuńpozdrawiam
Ja niestety spotkałam się blisko z tą chorobą. Każdy przypadek tak na prawdę jest inny. Czasem po prostu atakuje znienacka i zabiera to co najcenniejsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Niestety bywa i tak jak napisałaś.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam