źródło: teatrpolonia.pl
Urodziłam się
w małym mieście na Podkarpaciu, dlatego dla mnie Warszawa zawsze była centrum
kultury. Kiedy zdecydowałam na studia w
stolicy, oczyma wyobraźni widziałam
siebie odwiedzającą muzea i chodzącą na
przedstawienia teatralne. Słowem, byłam głodna kontaktu ze sztuką.
Po
przyjeździe do Warszawy te pragnienia zostały odstawione na bok. Pochłaniało
mnie poznawanie nowego miasta, studia i znajomi. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam chodzić do
teatru z Kasią. Z moich teatralnych
początków najlepiej pamiętam komedię z Pawłem Małaszyńskim i Ewą Kasprzyk „
Berek czyli upiór w moherze”. Siedziałyśmy wtedy na schodach, bo weszłyśmy na
wejściówki, ale zabawa była przednia. Ewa Kasprzyk z seksownego blond-wampa
zmieniła się w starszą zaniedbaną dewotkę, która toczyła niekończącą się wojnę
z sąsiadem gejem.
Dla mnie teatr to magiczne miejsce, gdzie widz może uczestniczyć w czymś niezwykłym. Teatr obnaża aktora, bo nie ma miejsca na duble. Jest aktor, widz i scena.
źródło:teatrpolonia.pl
Dla mnie teatr to magiczne miejsce, gdzie widz może uczestniczyć w czymś niezwykłym. Teatr obnaża aktora, bo nie ma miejsca na duble. Jest aktor, widz i scena.
źródło:teatrpolonia.pl
Na wczorajszy
spektakl w Teatrze Polonia szłam głównie ze względu na obsadę. Jerzy Stuhr, Sonia
Bohosiewicz, Iza Kuna , Tomasz Kot - te
nazwiska dają gwarancję dobrego przedstawienia. Nie zawiodłam się. „Ich czworo”,
napisane przez Gabrielę Zapolską
w 1907 r., to połączenie komedii z tragedią. Przesłanie utworu jest nadal aktualne.
w 1907 r., to połączenie komedii z tragedią. Przesłanie utworu jest nadal aktualne.
Akcja rozpoczyna się na Wigilię
Bożego Narodzenia. Przy stole siedzą trzy osoby - rodzice i mała dziewczynka. Dorośli są zajęci sobą.
Pochłonięci kłótnią, nie zwracają uwagi na dziecko, które od czasu do czasu
wtrąca parę słów. Pani Domu (Sonia Bohosiewicz) to skoncentrowana na sobie i znudzona żona profesora. Z jej
wypowiedzi wynika, że wyszła za mąż głównie dlatego, że matka jej kazała.
Profesor ją nudzi i nie dostarcza większych rozrywek. Do tego kobieta czuje się głupsza od męża, nie rozumie jego świata
i tego co on mówi. Ucieleśnieniem męskości jest dla niej kochanek (w tej roli
Tomasz Kot), który tak naprawdę jest
nieudacznikiem, który mami kobiety pięknymi słowami i obietnicami. Świadkiem
tego romansu jest uboga szwaczka (Iza Kuna), która pod koniec umiejętnie
wykorzystuje sytuację i zajmuje miejsce u boku profesora.
Obserwatorką wszystkich
perturbacji pomiędzy dorosłymi jest Lila. Dziewczynka radzi sobie, jak może.
Kiedy idzie na kolację wigilijną do rodziny ojca, pilnie wysłuchuje wszystkich
uwag matki dotyczących tego, jak ma się zachowywać i co mówić.
Dziewczynka jest odstawiona na boczny tor. Matka jest zajęta kochankiem i swoją
tragedią. Nie zabiera dziecka ze sobą, kiedy decyduje się opuścić męża i zamieszkać
z kochankiem w Monte Carlo. Profesor zdaje się bardziej dostrzegać Lilę,
chociaż w centrum jego uwagi jest jego nieudane małżeństwo. Podczas wigilijnej
kolacji wypytuje córkę o kochanka matki. Dziecko wyraźnie poinstruowane przez
matkę, gubi się i boi.
„Ich czworo” to komedia. Ale czy
na pewno? Sztuka pokazująca rozpad
rodziny na początku XX w., jest nadal aktualna w 2014 roku. Bo czy dzieci
przestały być świadkami rodzinnych dramatów, kłótni i tragedii? Czy dorośli przestali wykorzystywać je w
swoich rozgrywkach? Nie sądzę.
Ja stanowczo za mało bywam w teatrze :-(
OdpowiedzUsuńA w Rzeszowie jest :)
Usuń