wtorek, 28 stycznia 2014

Zatrucie pokarmowe - uważam co kupuję.


                                                                                                                           źródło: www.moneyzoom.pl

Miało być dziś o jedzeniu i będzie, ale rozmyślając na temat jaki prosty i dobry przepis dziś opisać przyszedł mi do głowy inny pomysł.
Też związany z jedzeniem, niestety mający bolesne skutki dla naszego organizmu.
Zatrucie pokarmowe.
Wiem, temat może mało przyjemny, ale podejrzewam, że dotknął każdego.
 Z własnego doświadczenia wiem, że zatruć się można absolutnie wszędzie.
Dlatego podzieliłam ten temat na dwa posty: Zatrucia w lokalach i zatrucia poprzez zakupione produkty. 
Dziś zaczynamy od zakupów.
Osobiście nie polecam kupować mięsa czy wędlin na tackach.
Między mięsem, a tacką producenci wkładają kawałek takiej cienkiej gąbeczki, która ma za zadanie utrzymywać wilgoć.
Jest to ta sama siateczka jaka jest używana w podpaskach.
Podpaski wymienia się co kilka godzin, a mięso w takim opakowaniu leżeć może nawet tydzień. Wniosek nasuwa się sam, że owa gąbeczka nie jest czymś pozytywnym dla produktu z którym ma styczność.
Zdarzyło mi się kupić takie mięso mielone w jednym z popularnych sklepów, nie wiem jak długo było w tej paczce.
Po otwarciu zapach dobry, kolor w sumie też. Usmażyłam do sos pomidorowego.
Jedną część dałam do lodówki, drugą zjadłam.
Efekt bardzo nie pozytywny.
A, mięso które wsadziłam do lodówki na drugi dzień, było bardzo twarde i ciemne.
Tylko do wyrzucenia.


  
Drugi bolący problem to owoce i warzywa.
Wiadomo jest zima, to i ilość i jakoś owoców, warzyw jest ograniczona.
Każdy z nas lubi ładne, duże, bez skaz owoce czy warzywa i tu wpadamy w pułapkę.
Bo, nie ma idealnych warzyw i owców szczególnie w porze roku, która nie sprzyja hodowli danego produktu.
Pięknie wyglądające na przykład jabłka to pułapka. Oko się cieszy, ale żołądek potem może cierpieć.
Powód? owoce i warzywa pięknie wyglądające są zwykle spryskane środkami chemicznymi, które mają na celu szybki i duży wzrost, długą konserwację wyglądu i minimalne wartości odżywcze. 
Znam nie jedną osobę, która cierpiał po zjedzeniu zwykłego jabłka.
Nie wspominając o pomidorach, które o tej porze roku z pomidorem mają wspólny tylko na pierwszy rzut oka wygląd.
Jeśli jednak mam ochotę na pomidory w zimie to staram się wybierać malinowe i zawsze obieram je ze skórki.
Skórka z pomidora potrafi siąść na żołądku i psuć samopoczucie dłuższy czas. 
Polecam też czytanie etykiet na nabiale.
Jeśli chodzi o sery to tutaj występuje chyba największe zagrożenie.
Ja osobiście jestem bardziej serowa niż wędliniarska dlatego też pokusiłam się o małe porzeszerzenie wiedzy na temat serów.
Zdziwiłam się jak łatwo można w tej dziedzinie dać się oszukać, ale teraz jestem już mądrzejsza i wiem, że:
jeśli chcę kupić ser to w nazwie musi być ten krótki wyraz, żadne zamienniki seropodobne, śniadaniowe, kanapkowe, do smarowania.
Produkt, który w nazwie nie ma słowa ser nie jest serem.
To zwykła chemia, która może spowodować zatrucie.
Nie wierzę też w sery light, odchudzające czy bez tłuszczu.
W takich produktach zwykle jest podwyższony czynnik środków chemicznych, a raczej nie spowodują, że nasza waga spadnie no chyba, że oddamy z bólem brzucha to co zjedliśmy.
Z ciekawostek jeśli chodzi o sery żółte krojone, to najlepsze są w te w blokach okrągłych.
 Dla wrażliwych żołądków jeszcze mała rada co do pieczywa.
Tak, wiem ktoś pomyśli jak można struć się chlebkiem czy bułką.
A, no można.
Moja koleżanka struła się bułką z samoobsługowego sklepu.
Znacie to uczucie wchodzicie do większego sklepu samoobsługowego, a z drugiego jego końca rozchodzi się zapach pieczonego pieczywa. Zachęceni zapachem idziemy dokąd on prowadzi i pakujemy to foliowego woreczka różne, czasami jeszcze ciepłe smakołyki.
W domu jednak okazuje się, a przecież minęła nie długa chwila, że owo pieczywo w drodze do domu jakoś dziwnie stwardniało.
Na drugi dzień po chrupkości nie ma śladu.
Ja jakiś czas temu nie świadomie zrobiłam pewien eksperyment.
Zakupiłam w samoobsługowym sklepie bułki. Część została zjedzona, jedna zsunęła się i została w półce. Minęły co najmniej 2 tygodnie jak ją znalazłam.
I zgadnijcie co?
Była cała i twarda, żadnego śladu zielonej pleśni.
Dlatego koleżanka się struła, bo ta bułka była cała nasączona chemią.
Po tej historii pieczywo kupuję tradycyjnie w zwykłej piekarni, fakt więcej się człowiek musi nachodzić, ale za to brzuszek zdrowszy.
A, Wy na jakich zakupowych produktach sparzyliście swój żołądek? 

6 komentarzy:

  1. A myślałam, że to babciny przesąd z tym pomidorem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) widać że mądra babcia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy post!!!
    www.antymarka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam wyjątkowo wytrzymały żołądek i na serio, jeszcze nigdy w życiu się nie zatrułam, a żyję już długo ;) Może to być efekt wychowania na wsi, gdzie różne świństwa dzieci jedzą ganiając po dworze. Jak widzisz jestem jak kombajn, jednak staram się nie jeść pleśni (choć zdarzyło mi się i też nic) itp. ekstremalnie wyglądających produktów. Uważam też na produkty mleczne, kiedyś zjadłam przeterminowany serek - ciągle ładnie wyglądał, ale później trochę mnie zemdliło i musiałam połknąć terpichol. W zasadzie jest to trochę osobliwe, nie uważasz? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog, my dopiero zaczynamy więc serdecznie zapraszam http://fashionablegirlsevaaluniaa.blogspot.com/2014/01/winter-evening.html
    Ps. Liczę na twój komentarz !!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękujemy za komentarz :-)
Jeśli podoba Ci się na blogu zapraszamy do obserwacji.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...